Zapraszam do czytania ! ~
Zaczęłam właśnie swoją pracę.
Jestem kelnerką z niespełnionymi ambicjami. Skończyłam studia z dobrymi wynikami, co więcej, załapałam się nawet na wyróżnienie. Szkoła, mimo że bywała zwykle bardzo nudna, okazała się mniej męcząca od pracy. Za około dziesięć minut pojawi się tu Naruto z dostawą alkoholu. To barman i dostawca w jednym, w zależności od pory dnia. Obok mnie krząta się kierowniczka - Hinata, to dziewczyna tego “pracusia”, jest również moją najlepszą przyjaciółką. Tak właściwie to dzięki niej stoję tutaj dzisiaj, opóźniając kolejne zamówienie. Kiedy podałam naleśniki z pomarańczowym syropem, usłyszałam dzwonek, drzwi otworzyły się, a w nich zobaczyłam małą grupkę swoich rówieśników. Na jej czele stał wysoki, wysportowany brunet, ubrany w czarną koszulkę bez rękawów opinającą się na umięśnionym ciele i w ciemne jeansy. Na jego stopach zauważyłam szare od brudu buty stworzone do jazdy motorem. No proszę, mamy tu motocyklistę. Weszłam za ladę i pokazałam niechętnie wzrokiem szefowej na grono mężczyzn.
- Sakura to ty jesteś od obsługi, zapomnij o wymówkach.
Powiedziała dziewczyna o białych oczach i dała mi kuksańca w bok. Jakby czytała w moich myślach. Nie lubiłam tego typu klientów, niestety los bywa złośliwy.
Pokonałam dystans dzielący mnie od ich stolika. Na moje usta wpełzł sztuczny uśmiech, zacisnęłam palce na notatniku który dzierżyłam w swoich dłoniach.
- Witam. Co podać? - zapytałam, stukając palcem o notes.
Jeden z gości uśmiechnął się bezczelnie, otworzył kartę i westchnął dość teatralnie, jak na moje odczucia.
-Sakura, bardzo ładne imię. Pasuje do ciebie. - zagadnął szczupły blondyn, przeczytawszy moją wizytówkę.
Przystojny brunet rzucił kartę posiłków na stolik, spojrzał na mnie spod byka i wyciągnął rękę, pokazując na tablicę z daniem dnia, po czym spuścił wzrok. Moje ciało przeszło zimno, myśli rozpłynęły się, a serce zabiło mocniej ze strachu. Jego wzrok obezwładniał i ostrzegał, kazał trzymać się z dala. Jasno włosy podrywacz pokazał gestem "to samo dla wszystkich“ i odesłał mnie bez słowa. Hm, dziwne zachowanie. Stanęłam za barem i zabrałam się za polerowanie szklanek, kiedy znów poczułam gęsią skórkę. Nie musiałam podnosić wzroku, żeby wiedzieć, że to on. Obserwował mnie, ani na chwilę nie przeniósł spojrzenia w inne miejsce czy na inną osobę. Złapałam za tacę z jedzeniem i wzięłam głęboki oddech. Ruszyłam, na ten widok jego twarz stała się niczym z kamienia, nie odwzorowywała żadnych emocji. Drżącymi dłoniami podałam kurczaka z ryżem i warzywami w sosie. Pustą tacę włożyłam pod ramię i wyciągnęłam notatnik.
- Czy mogę zaproponować jakieś napoje?
- Tak.
Zapanowała cisza, ten głos był tak głęboki, męski i seksowny. Zmarszczył brwi, ale jego postawa nic się nie zmieniła. Nadal bił od niego chłód.
-Kawa, herbata czy może sok?
Patrzył na mnie jak na rzecz czy przedmiot, nie jak na kobietę czy człowieka, bez jakichkolwiek uczuć, w sposób dla mnie niezrozumiały. Przenikał to co ludzkie, powagę, strach, pozorną niezależność i duszę. Coś kazało zachowywać się ostrożnie, nawet Hinata obserwowała ten stolik z niepokojem wypisanym na twarzy.
- Kawę.- powiedział, lustrując moje ruchy.
- Dla wszystkich?
- Tak.
Odeszłam, czując jego palący wzrok na plecach. Zaparzyłam aromatyczny napój i pozostawiłam kierowniczce, z nadzieją, że tym razem to ona dostarczy zamówienie do owego stolika. Tym razem zaniosła tacę do gości. Po jakichś piętnastu minutach cała grupka opuściła lokum, zostawiając pieniądze przy kasie. Reszta dnia minęła mi szybko, ale jakoś inaczej niż zwykle. Ciągle w myślach odtwarzałam ten lodowaty ton nieznajomego.
Do domu wróciłam pieszo, a gdy weszłam do mieszkania zegar wybił godzinę dwudziestą drugą zasnęłam dopiero po północy z pilotem w ręku. Przez całą noc dokuczały mi koszmary z udziałem tajemniczego chłopaka. Miał czarne demonie oczy i głośno się śmiał, niczym szaleniec. Dźwięk jego głosu rozbrzmiewał w mojej głowie jak echo w pustej jaskini. Stał przy portalu wypełnionym duszami płonącymi w żywym ogniu. Trzymał w dłoniach moje zdjęcie i pokazywał na mnie. Budziłam się, kiedy wrzucał mnie do mrocznej, gorącej odchłani. Krzyczałam przez sen, czego dowodem był mój zachrypnięty głos, utrzymujący się jakiś czas po obudzeniu. Może to głupie, ale bałam się zamknąć oczy i spotkać go znów w tej odsłonie. Zawiesiłam ręce na szyi i ziewnęłam. Spojrzałam na zegar, było po piątej, świetnie, straciłam calutką godzinę snu. Wstałam i otworzyłam szafę, zapatrzyłam się tępo w lustro. Wyglądałam niby normalnie, ale jakoś lepiej. Tęczówki były bardziej zielone, a włosy dłuższe i zdrowsze. To niemożliwe. Zaczynam szaleć, tracić zmysły czy co do cholery się dzieje? Westchnęłam i ubrałam pierwsze co wpadło w moje szczupłe ręce, białe spodenki pokazujące długie i blade nogi, a także zieloną koszulę wiązaną w pasie z małym wycięciem zwanym dekoltem. Umyłam zęby, twarz, rozczesałam włosy i nałożyłam tusz na krótkie rzęsy. Zjadłam dość kwaśne jabłko, przeciągnęłam się, a następnie założyłam granatowe trampki i wyszłam
Pozwoliłam sobie wykorzystać nadmiar czasu na chwilę relaksu i korzystając z okazji wybrałam się na spacer. Wiosna to moja ulubiona pora roku, mimo pochodzenia kocham ziemię i wszelkie uprawy. Urodziłam się w wielkim Tokio, gdzie znałam jedynie asfalt, beton, szkło czy plastik. Raz do roku wyjeżdżałam z ojcem na wieś, ale i to szybko się skończyło wraz z jego śmiercią. Pozostawił mi nie tylko wspomnienia i piękne chwile utrwalone na fotografiach, ofiarował mi również swoje wszelkie długi. Trzy dni po ostatnim pożegnaniu najważniejszego mężczyzny mojego życia pojawił się komornik - zabrał mieszkanie, samochód oraz domek na wsi. Jedynym ratunkiem okazała się zmarła już prababcia, która podarowała mi swój skromny, pomalowany na biało domek, niestety znajdował się on na innym kontynencie. Przeprowadzka nie była wyborem, lecz przymusem, w sumie nie żałuję. Wielka Brytania nie okazała się jednak nie tak zła jak myślałam. Poznałam tu wspaniałych ludzi, przeżyłam wzloty i upadki. Najbardziej bolesnym przeżyciem okazała się śmierć przyjaciela, kuzyna Hinaty. Został brutalnie zamordowany podczas wyjazdu na studia. Mordercy nie odnaleziono, a sprawa z czasem ucichła Gorzej, że to traumatyczne przeżycie pozostanie w nas i zawsze będziemy o nim pamiętać. Nawet teraz na jego grobie stoją świeże kwiaty i świece. Chciał uciec przed przeszłością, tradycją i rodziną, jednkaże pędził szybciej niż mógł jego anioł stróż. Od jego śmierci Hyuga zmienili się, krewni zaczęli żyć na własną rękę, a jego duch ciągle nam towarzyszy.
Zakochana w kolorach szłam wysypaną piaskiem ścieżką, nad nią unosiły się gałęzie drzew na których śpiewały ptaki, a słońce górowało na nieboskłonie. Zauważyłam także małą, zwinną, rudą wiewiórkę, sprytnie otwierała orzeszka rzuconego przez faceta w skórzanej kurtce. Dzisiejszy dzień nie był na tyle chłodny, aby zakładać ciepłą odzież wierzchnią, zresztą to mało istotne. Mieszanka różnych zapachów kwiatów, traw i moich perfum wprowadzały mnie w błogi stan. Zignorowawszy go, nachyliłam się po biały kwiat rosnący na ziemi przy mojej stopie. Mężczyzna nagle pojawił się tuż obok, a mi nogi odmówiły posłuszeństwa. Potknęłam się, wpadając wprost w umięśnione ramiona wczoraj poznanego motocyklisty. Obiekt moich sennych koszmarów właśnie mnie dotykał, a ja czułam się o dziwo bezpieczna. Wszystko zmieniło się wraz ze spojrzeniem tych ciemnych, magnetyzujących oczu, w których tym razem, błysnęła jakaś tajmnicza czerwień. Położył rękę na moim ramieniu, nie poczułam zbytnio jej ciężaru. Każdy ruch był wykonywany z niezwykłą gracją i delikatnością. Najgorsze było to, że w tym momencie nie przyszedł mi do głowy żaden obraz z dzisiejszej nocy, nie mogłam go porównać do tego potwora. Stał przede mną zwykły mężczyzna, zdziwiony moją postawą i niezdarnością. Kiedy chciałam ściągnąć jego dłoń on wyprzedził mnie o krok, obdarowując mnie mnie kolejnym spojrzeniem godnym masochistycznego mordercy. To zachowanie pobudziło we mnie pokłady głęboko skrywanej agresji, lecz kiedy odwróciłam się, on zniknął.
Przerażona zaczęłam biec w dobrze sobie znanym kierunku, abędąc już na schodach wpadłam na Naruto jedzącego jabłko. Jego mina była doprawdy komiczna i może nawet zaśmiałabym się, gdyby nie wrażenie ciągłego obserwowania mojej osoby przez parę czarnych oczu. Zasapana weszłam do knajpy od zaplecza, wskoczyłam w uniform i odbyłam codzienne przygotowania do wyjścia przed klientów. Nie obyło się bez podjadania ciasta do kawy, zawsze byłam łasuchem. W kuchni od piętnastu minut krzątała się Tenten. Zabawna istotka, krucha fizycznie oraz niezwykle silna psychicznie. Potrafiła cieszyć się życiem nawet wtedy, kiedy rzucało coraz to większe kłody pod jej krótkie, chude nogi. To na niej najbardziej odbiła się śmierć Nejiego, w dzień pogrzebu dowiedziała się o dziecku, które okazało się lustrzanym odbiciem zmarłego. Porzuciła studia, marzenia i stała się najwspanialszą matką na świecie, z pomocą przyszli rodzice i niedoszli teściowie, co pozwoliło młodej dziewczynie na pracę w tym barze. Zazdroszczę im tak pięknej historii miłości.
Słysząc pierwszy dzwoneczek przy kasie sygnalizujący nadchodzące zamówienie, szybko ruszyłam na swoje stanowisko pracy. Po przekroczeniu progu drzwi, serce podeszło mi do gardła. Na przeciwko mnie stał brunet z drwiącym uśmieszkiem oraz palcem przytkniętym do dzwonka., Przycisnął go jeszcze raz. Nie wyglądał na typowego mieszkańca, przykładowego anglika. Nikt go tu nie zna, wszyscy patrzą spod byka tak jak... na mnie. Zrobiło mi się przykro, chwyciłam notatnik i podeszłam do stolika.
- Witam. Co podać? - Zapytałam beznamiętnie.
- To co wczoraj.
- Coś do picia?
- Kawę. - Zanotowałam szybko swą drżącą dłonią.
- Ciasta lub innej przekąski?
- Nie. - Odłożył kartę i spojrzał mi w oczy. - Dlaczego drżysz? Czegoś się boisz?
Na jego twarzy pojawił się zawadiacki uśmiech. Irytujący materiał na faceta, ale jakże piękny w tym wydaniu. Chwila, czy to nie są kły? Ten człowiek miał parę wystających, szpiczastych kłów. Sakura, lecz się głupia, to niemożliwe. Wstrząsnęłam głową, po czym w szybkim tempie dotarłam do wysoko umieszczonego blatu. Zrealizowałam każdy z punktów na małej karteczce, uspokoiłam się oraz poprawiłam pogniecione ubranie. Nogi poniosły mnie w odpowiednie miejsce.
- Dziękuję. - Wyciągnął portfel i banknoty. - A teraz usiądź, zjedz coś więcej niż marny owoc.
Myślałam, że się przesłyszałam. Jak to możliwe, śledził mnie? Posłusznie usiadłam na przeciwko niego, zaś on spokojnie sączył czarną, nadal parującą ciecz. Wpatrywał się we mnie/Patrzył na mnie,a w tych jego tęczówkach tkwiło coś złego, bliżej nieokreślonego.
Spójrzmy prawdzie w oczy: ten chłopak mnie śledzi, prawdopodobnie jest niebezpieczny i najpewniej za jakiś czas będę pluła sobie za to w brodę, ale urzekł mnie. Zdałam sobie sprawę jaka jestem krucha i bezbronna na przeciwko tej czarnej odchłani. Miedzy nami trwała cisza, nie taka zwykła, była nienaturalna, słyszałam każdy jego oddech, i może, gdybym się bardziej postarała, wyłapałabym poszczególne mrugnięcia oka mężczyzny. Dokładnie lustrował moją twarz, odczytywał każdą emocje, czułam się tutaj przy nim absolutnie naga, pozbawiona całkowicie prywtności. Swoim wzrokiem zignorował ją, zdeptał i wtargnął na moją własność. Wszystko to było chore i zarazem niesamowicie intymne. Otrzeźwiałam, zacisnęłam zęby, na co on cicho prychnął, przesunęłam talerz wprost pod jego podbródek. Poczułam mocny ścisk w okolicy żołądka, podniosłam ociężałe ciało i podjęłam próbę bycia odważną w swych czynach.
- Bawisz się ze mną? W co ty grasz człowieku? - Spojrzałam na jego zaciśnięte w linię uta, oczekując reakcji. - Wysil się na odpowiedź z łaski swojej. - Warknęłam.
- Czego ode mnie oczekujesz? Co chciałabyś usłyszeć? - Oparł swoją głowę na otwartej dłoni. - Nie wszystko możesz pojąć, to zapewne frustrujące, zapewniam cię jednak, że niewiedza jest w pewnych sytuacjach zbawienna. Jesteś tylko człowiekiem, a człowiek jest zbyt słaby, niedoskonały. Zajmujesz się całą gamą niepotrzebnych myśli, masz pragnienia i odczucia, których nigdy nie zrozumiem. Z jednej strony intrygujesz, a z drugiej wzbudzasz moją litość. Tylko dlaczego, Haruno? Dlaczego? - Trwał w zadumaniu, ten stan mi niczego nie ułatwiał. - Odpowiedź jest prosta, nie rozumiem twojego człowieczeństwa.
- Od dawna masz problemy z głową czy to tylko hobby? - Zmarszczyłam czoło, zaś on skrzyżował ręce na klatce piersiowej. - Nie wiem kim jesteś, nie wiem czego ode mnie chcesz, ale jestem pewna, że łatwo się tego nie dowiem. Nawet nie będę próbowała cię zrozumieć. Jestem świadoma swojego człowieczeństwa, jak to zgrabnie ująłeś.
Z chęcią mordu ruszyłam do kuchni, nie chciałam na niego patrzeć, nie potrafiłam oprzeć się jego uwodzicielskiej klasie. Dotarło do mnie, że mam styczność z wariatem. Szlag, w tej chwili może na niego spaść rosyjski czołg, dosłownie, zatańczyłabym walca na jego grobie. Brutalne, ale jakże prawdziwe. Pokręciłam głową i skarciłam się w myślach.
-Wyglądasz jakbyś planowała podbój świata.
Usłyszawszy drwiący głos Tenten, podskoczyłam. Nie spodziewałam się kogokolwiek, idiotyczne. Kto jak kto, ale ona miała przywilej przebywania w tym miejscu. Czułam od niej tytoń, jak dla mnie był to smród nie z tej planety, już wolałam zapach zepsutego jedzenia i śmiało mogę stwierdzić, że to mniejsza tortura dla zmysłów.
- Od kiedy jesteś taka zabawna? - Odgryzłam się z łobuzerskim uśmiechem.
- Od zawsze Różowa, od zawsze.
Powiedziała i zaraz rzuciła we mnie marchewką, poważnie? Jeśli taki przykład daje swojemu synowi to ja nie chce widzieć ich kłótni za kilka lat. Złapałam warzywo i karciwszy ją wzrokiem, odłożyłam pomarańczową ochydę. Obok leżała paczka z chipsami Naruto, chwyciłam kilka i wpakowałam do ust. Chrupiąc powoli, rozkoszowałam się serowo cebulowym smakiem. Kiedy weszłam na salę, talerz był pusty, a obok leżała karteczka, zagięta w połowie doskonale kryła swoją zawartość. Bez zastanowienia chwyciłam za dolny róg, tym samym otwierając owy liścik. Odczytałam krótką wiadomość: “Sasuke Uchiha. Miło mi Haruno.” Zgięłam karteczkę i schowałam w spodenki, nie mając pojęcia, czemu w ogóle zatrzymuję kawałek prawdopodobnie poszarpanego dziennika. Kolejne wydarzenia były szarą codziennością, drażnienie się z Naruto, przyznawanie racji Hinacie oraz wyjadanie oliwek ze słoika przy kasie.
Pracę skończyłam o dwudziestej pierwszej i byłam tak zmęczona, że słaniałam się z nóg. Klienci walili do nas drzwiami i oknami, brakowało czasu nawet na chwilowy, kilku sekundowy odpoczynek. W pewnym momencie napięcie to przerosło mnie, przez co miałam ochotę jednocześnie krzyczeć i płakać Zmęczenie dawało mi o sobie znać, ale nie tylko ono towarzyszyło mi w drodze do domu. W mojej głowie ciągle gościł on, wariat o hipnotyzującym spojrzeniu. Idąc wzdłuż długiej, oświetlonej drogi wśród mieszkalnych budynków, rozglądałam się na boki, a przy każdym podejrzanym, usłyszanym szmerze moja czujność wzrastała, i byłam w ciągłej gotowości do ucieczki. Za skrętem w lewo czekało mnie już tylko ostatnie pięćdziesiąt metrów uliczki, niestety ciemnej uliczki, prowadzącej do mojego przytulnego domu. Zauważyłam jakiś cień padający na drewniane deski werandy. Starałam się wyelminować wszelkie wytwory mojej chorej wyobraźni, lecz on nie był omamem. Sasuke stał przed moimi drzwiami wejściowymi, zatrzymałam się gwałtownie. Zewsząd otoczyła nas ciemność,światła nagle pogasły, czarne chmury zakryły swoją powłoką jasny księżyc, lecz mimo tego on patrzył na mnie, prosto w moje przerażone oczy. Nigdy nie wierzyłam w ludzką dobroć, a na pewno nie uwierzę w jego dobre intencje. Raz kozie śmierć, ale ja nie chce być tą kozą, chce żyć. Nogi poniosły mnie wbrew mej woli, staliśmy na przeciwko siebie. Dlaczego muszę być takim krasnalem? Nienawidzę życia.
- Czego chcesz? - Wysyczałam przez zaciśnięte zęby, usiłowałam dostać się do wejścia popychając go przy tym.
- Agresja? Jakie to proste, a co jeśli ja okażę się silniejszy? - Zakpił ze mnie. - Wyobraź sobie, że wolę kobiety uległe i bardziej dystyngowane. - Warknął, patrząc w moje senne oczy.
- Trafiłeś pod zły numer, przykro mi. - Udałam zmartwioną.
Tego było za dużo, zacisnęłam usta, mój oddech przyśpieszył, a drzwi otworzyły się z hukiem pod wpływem moich rąk. Wpadłam do domu i zatrzasnęłam za sobą drzwi, powoli ogarniała mnie panika.
Na zmarzniętej skórze poczułam gorący powiew. Zesztywniałam, a na mojej szyi został złożony pierwszy pocałunek. Oparł podbródek na moim barku, położył dłonie na moich biodrach i trwał w tej przedziwnej pozie. Nogi miałam niczym z waty, przymknęłam oczy, a on mnie całował, ale nie jak pierwszy lepszy kochanek, tylko tak jakbym była tylko i wyłącznie jego kobietą. To było dla mnie coś nowego, odkrywał moje ciało z niezwykłym szacunkiem i namiętnością. Pragnął mnie. Wtedy to się stało, lekkie ukłucie, mgła zachodząca na obraz roztaczającego się przede mną holu oraz jakaś lepka ciecz na moim ramieniu. Bałam się, czułam narastające we mnie emocje, nie potrafiłam zebrać myśli. Świat wirował w zupełnie innym kierunku niż my dwoje, obróciłam się i zafascynowały mnie jego usta, były lekko rozchylone, ubrudzone szkarłatną mazią. Kiedy dotarło do mnie przed kim stoję, wszystko stanęło w miejscu, a on był tak samo piękny. Poczułam potrzebę jego bliskości, zarzuciłam ręce na szyję intruza, przyległam do jego ciała i rozpoczęłam niebezpieczną grę, teraz to ja byłam napastnikiem. Wpiłam się w jego usta, a on na ślepo błądził po moim ciele, przygryzł moją wargę przejmując inicjatywę.
W tym momencie wszystko prysło, oboje dyszeliśmy, pragnęłam więcej. Mój rozsądek krzyczał o opamiętaniu się, a ja? Byłam głucha na wrzaski i prośby. Złapaliśmy kontakt wzrokowy, uśmiechnął się w ten swój zawadiacki sposób. Stykaliśmy się nosami, przysunął się do mojej szyi.
- Sas…- Zasłonił moje usta kciukiem.
- Co byś zrobiła gdybym zaproponował ci układ?
- Jaki? - Wyszeptałam.
- Miłość za życie idealne, wieczne oraz bez skazy. - Spojrzał w stronę okna, przy czym subtelnie chwycił kosmyk opadający na mój rozgrzany policzek. - Jutro się spotkamy, zamówię to co zawsze, a ty…- Odsunął się kierując kroki do rozświetlonego światłem księżyca parapetu. - Podejmiesz decyzję.
Jego emocje były zbyt trudne, czyny niezrozumiałe, a oczy krwistoczerwone. Jasna cholera! Czerwone?! Cofnęłam się o krok, złapałam parasolkę i wykonałam najgłupszą rzecz na świecie, otworzyłam ją. Jestem nienormalna, popieprzona do szpiku kości.
- Chcesz walczyć? Czy zostałaś pogodynką i zaraz zacznie się burza? - Zakpił z mojej osoby.
- Kim ty jesteś?! - Ruszył prosto na mnie, wyrywając mi parasolkę, po czym chwycił mój nadgarstek. - Puszczaj!
- Chciałaś mnie atakować? Teraz się broń.
Oznajmił, kierując dłoń w górę po moim udzie. Spojrzałam na niego z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Co jeśli… Nie, on tego nie zrobi. Nie może? Prawda? A ci jeżeli jednak to zrobi? Zaczęłam się szarpać.
- Zostaw mnie. - Szepnęłam i zawiesiłam prawą dłoń na swoim karku, jedno miejsce pulsowało wyjątkowo mocno. Spojrzałam na moją dłoń, była cała we krwi. Odsunął się, a mi zaczęło brakować jego zapachu. - Dlaczego to robisz? - Głos załamał mi się, nie mogłam powstrzymać wypływających łez. Bez zbędnych słów ruszyłam w kierunku w którym stał. Światło padało na jego bladą niczym porcelana skórę. Rozbierał mnie wzrokiem, moje wnętrze płonęło, a on o tym wiedział. Uśmiechnęłam się do swoich myśli i zrzuciłam z siebie bluzkę.
- Pokochaj mnie dzisiaj, miłością wieczną i idealną. - Nie poznawałam samej siebie.
Jego dłoń przeniosła się na moje plecy, a usta rozchyliły się. Pokazał swoje skrywane wcześniej oblicze, długie kły, czerwono czarne oczy oraz fioletowe obramowania wokół nich. Strach ustąpił, wolałam w tym momencie wszystko stracić i poczuć się jego. Odchyliłam głowę w tył, a on obdarzył mnie tym wyjątkowym pocałunkiem. To nawet nie bolało, z każdą sekundą stawało się przyjemniejsze. Zaprzestał tej czynności po to, aby rozpocząć już zwykły, ludzki sposób pobudzania zmysłów. Kochał mnie całym sobą, namiętnie i długo. Zasnęłam wtulona w ramię legendarnego potwora, mojego kochanka.
Obudziłam się na łóżku, skąpana w własnej krwi. Moje zimne, blade ciało nie miało ani jednego zadrapania. Było późno, zaspałam. Zegarek wskazywał kilka minut po ósmej, zeskoczyłam z łóżka, łapiąc pierwsze z rzędu ubrania. Założyłam na siebie czarne spodenki i czerwoną koszulę, do tego tradycyjnie stare trampki. Wybiegłam z domu. Jak on mógł mnie tak zostawić? Moje krzywe nogi plątały się ze sobą, wiatr nie ułatwiał mi podróży. W końcu za horyzontu wyłonił się średniego rozmiaru budynek, pokonałam jeszcze kilka metrów, schody i wpadłam do knajpy. Ciężko sapiąc, skierowałam się na zaplecze. Minął kwadrans, a ja zdążyłam wysłuchać kazania Hinaty na temat mojej nieodpowiedzialności, ubrać swój uniform i wypić kawę. Stając przy barze i wyjadając oliwki, myślałam nad minioną nocą, zgubiłam się w tym wszystkim.
Zadzwonił dzwonek, podniosłam wzrok. Stał tam idealny w swej niedoskonałości, lustrował mnie wzrokiem. Za Sasuke stała grupa, którą już wcześniej obsługiwałam. Hmm, myślałam, że będzie sam. Usiedli, a ja ruszyłam do ich stolika z uśmiechem na twarzy.
-Witam. Co podać? - Zapytałam.
-To co zawsze. - Odpowiedział blondyn.
Odwróciłam się, schowałam notes i poprawiłam znów pomięty strój. Spojrzałam na niego przez ramię, nie zaszczycił mnie dobrze mi znanym widokiem swoich źrenic. Zacisnęłam dłoń w pięść.
- Sasuke. Czy możemy porozmawiać na osobności? - Powiedziałam stojąc do niego plecami
- Wchodzisz w to? - Zamarłam, odpowiedź była niby prosta, a jak poważna w swoich skutkach.
-Tak. - Usłyszałam jak wszyscy wstają, spojrzał mi w oczy, złapał mój podbródek i wpił się w moje ust lekko je kalecząc. - Nie zjecie?
- Nie. - Odsunął się.
Zapanowała grobowa cisza. Wyszli powoli, trzaskając przy tym drzwiami. Wszystkiemu przyglądał się wściekły Naruto, którego reakcji się nie spodziewałam... wstrząsną mną. Moje oczy wyrażały czysty szok.
- Co cię z nim łączy Sakura?- Warknął.
- Czy to ważne? - Skrzyżowałam ręce na piersiach.
-Trzymaj się od niego z daleka. - Szarpnął mnie ponownie.
- Bo co?! - Wrzasnęłam. Nie lubiłam takiego zachowania.
- Bo cię o to grzecznie proszę.
Wyrwałam swe ramiona z jego żelaznego uścisku, odepchnęłam przyjaciela i wyszłam z baru. Chciałam zapytać bruneta, o co chodzi, a może nawet nakrzyczeć na niego. W tym momencie byłam jak tykająca bomba. Zero towarzyszącego mi zazwyczaj strachu tylko nagły przypływ gniewu rozpłynął się po moim ciele. Stanęłam na przeciwko pustego parkingu, jak to możliwe, że zniknęli tak szybko? Mój wzrok błądził po okolicznych drzewach oraz trawniku, podobno nadzieja umiera ostatnia i właśnie zginęła tragiczną śmiercią. Ciężko westchnęłam, przejechałam po potarganych przez wiatr włosach wewnętrzną stroną dłoni, dookoła panowała nieprzerwana cisza. Napięłam mięśnie, aby wykonać w tył zwrot i wrócić do poprzednich zajęć, niestety, nie ruszyłam się nawet na krok. Stałam, tak jak stałam, z beznadziejną miną i fryzurą. Mimika mojej twarzy prawdopodobnie pozostawała lepsza niż uczesanie, ale zostawię to bez zbędnego komentarza. Musze rozwiązać sprawę “znajomości” tej dwójki. No cóż, Sasuke nie puści pary z ustdodatkowonie wiem nawet gdzie go szukać. Poczekam do wieczora, może znów go spotkam i wszystko sobie wyjaśnimy, w co poniekąd wątpię, ponieważ pewnie spławi mnie jakimiś półsłówkami.
Dzień dłużył mi się niemiłosiernie, milczenie blondyna to dla mnie jakaś chora nowość. Jak na złość brakowało nam klientów, w konsekwencji czego mało zamówień oznacza nudę. Wyjadłam wszystkie oliwki, wypiłowałam paznokcie, a nawet pomalowałam na niebiesko. Nareszcie nabrały normalnego wyglądu, do pierwszego obgryzania… Wracając do domu, szybko pokonałam dystans dzielący mnie od niego. Ok, byłam bezpieczna, ale czy aby na pewno tego chciałam? Już nie czułam jego obecności ani palącego wzroku lustrującego każdy mój najmniejszy gest.
-Jesteś taki problematyczny. - Powiedziałam do siebie.
Przy nim traciłam kontrolę, wszystko wirowało, a ja zapominałam jak to jest myśleć racjonalnie. Stop. Pora zwolnić te cholerne obroty, bo skończy się to pięknym, kolorowym pawiem plamiącym drewnianą podłogę w sypiali. Opadłam na łóżko i zasnęłam. Tej nocy nie odwiedził mnie potwór o czerwonych oczach ani następnej, a nawet za miesiąc. Z n i k n ą ł.
Minął miesiąc, dwa, trzy, siedem, rok... z a p o m n i a ł a m. Powróciła szara codzienność. Teraz pracowałam jako nauczycielka w przedszkolu, dzieci zawsze były dla mnie rozkoszne. Żartuję, to zaślinione potwory z nieludzkim apetytem. Ile można krzyczeć o głupiego batonika? Jeżeli zachowywałam się tak samo, jak taki właśnie kosmita, to współczuję ojcu. Twardy był z niego człowiek. Moje wcześniejsze miejsce pracy zostało zamknięte. Hinata nie chciała tego kontynuować bez Naruto, który wyjechał do pracy, gdzieś daleko stąd. Podobno czasem dzwonił, lecz zbyt rzadko. Moja dawna szefowa i przyjaciółka od miesiąca spotykała się z Kibą. Strasznie tęskniłam za spotkaniami z blondynem o zakutym łbie. Skończyłam kolejny dzień mojej beznadziejnej pracy, szłam powoli, rozkoszując się kolejną już wiosną. Kroczyłam przez dobrze znany mi park, gdy nagle zobaczyłam chłopaka o czarnych niczym smoła włosach i oczach. Uśmiechał się bezczelnie, lustrując każdy z moich ruchów. Czy ten dzień może się nareszcie zakończyć?
Nic się nie zmienił, każdy jego mięsień tak jak twarz oraz usta, wyglądały idealnie, wręcz prezentował się jak Bóg. Na przeciwko mnie stanął obraz stworzenia idealnego, a ja? Drżałam na samą myśl o jego dotyku. Zastygłam w bezruchu, a on zgniatał mnie swoim zimnym spojrzeniem. Milczałam, o dziwo mu to nie przeszkadzało.
- Ostrzegałem, że to układ na wieczność. - Przejechał dłonią po moim rumianym policzku, a mi zakołowało się w głowie od zapachu bijącego od mężczyzny prosto w mój nos.
- Nie wiedziałam, że twoja wieczność miała trwać jedną noc. - Wychrypiałam. - Boję się wieczności.
Wyznałam. Spojrzał mi w oczy, ich czerwień mnie obezwładniła. Wiedziałam, co się teraz wydarzy. Rok temu zgodziłam się na niepisaną z nim umowę, a za atrament posłużyła moja przelana w nocy krew. Oparłam czoło na jego klatce i objęłam go w pasie.
- Wchodzisz w to? - Wymruczał do mojego ucha, rozpłynęłam się. - Bądź moja na wieki.
Podniosłam głowę, wspięłam się na palce i ucałowałam te cudowne w gruncie rzeczy, blade usta. Wszystko znów zaczęło wirować, poczułam ukłucie i przyjemny ból. Odsunął się i przeciął swoją dłoń, podstawił ją pod mój nos. Wpiłam się w ranę niczym pijawka, był to tak niesamowity i uzależniający smak, raz słodki, raz kwaśny...
-Witaj na pokładzie statku, który idzie na dno.
Wyszeptał mi do ucha i rzucił mnie na drzewo. Już gdzieś to słyszałam. Upadłam, nie poczułam bólu, tylko szał i głód. Mój żołądek kurczył się coraz częściej, a serce ucichło. Przestałam mrugać, wszystko zwolniło, usłyszałam rozmowę dzieci z końca parku i zobaczyłam świat dokładniej. Spojrzałam w niebo, samolot na tle chmur widziany z tego typu dokładnością wyglądał cudownie. Nagle poczułam niesamowite pragnienie, coś pachniało tak pięknie i wyjątkowo. Oblizałam wargę i spojrzałam na Sasuke, był gotowy do… ataku? Wzdrygnęłam się, mimo wszystko instynkt wygrał. Zerwałam się do biegu, wskoczyłam na pierwsze lepsze drzewo. Skakałam z gałęzi na gałąź, czmychnęłam kochankowi. Przede mną stała dziewczyna z skaleczeniem na jednej dłoni w drugiej trzymała szkło, obok leżała potłuczona butelka. Zapach szkarłatnej cieczy pobudzał moje pożądanie. Stałam się potworem. Sama wybrałam sobie taki los, przeznaczenie skierowało mnie w to miejsce. Poczułam jak wznoszę się w powietrze, dzięki uderzeniu Sasuke. Przeturlałam się kilka metrów i tak leżałam, złamana noga szybko powróciła na swoje miejsce, a moja zdobycz uciekła.
- Nie chcę taka być. - Wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
- Kontroluj to, walcz.
- Zabiję cię! - Wrzasnęłam.
- Dopiero zaczynasz żyć, ja mam już wiele lat doświadczenia, Haruno. - Nachylił się nade mną. - Twój ród, twoja rodzina, twój ojciec to wielopokoleniowi łowcy. Pewnie oni wszyscy się w grobach przewracają, idealna córeczka właśnie stała się potworem. Twój ojciec zabił cały mój ród, ja zabrałem mu ciebie.
Uśmiechnął się i zniknął. Ostatkiem sił podniosłam się do pozycji stojącej, byłam jeszcze bardziej zaskoczona niż chwilę temu. Nic się nie działo. Nie wyobrażałam sobie mojego nowego życia, życia bez przyjaciół. Chociaż bez ojca dałam radę. W obawie o innych ludzi ruszyłam na obrzeża miasteczka. Dopiero w starej chacie dopadły mnie słowa Sasuke, obijały się echem w mojej głowie.
Ł o w c a.
H a r u no.
Z a b i ł.
M ó j o j c i e c b y ł ł o w c ą.
Mijały dni, tygodnie, lata…
Opanowałam swój trudny temperament po dziesięciu długich latach. Nie spotkałam go przez kolejne trzydzieści, tak miała wyglądać miłość idealna? Jaki ten świat jest dziwny... Doszło do tego, że rysowałam starszą mnie, miałam tam dłuższe włosy oraz kilka zmarszczek. Nic nie pomogło. Mając pięćdziesiąt osiem lat wyglądałam na osiemnaście, widziałam śmierć bliskich. Wszyscy odchodzili, a ja trwałam zawieszona w czaso przestrzeni. Prawdziwe załamanie przeżyłam, opłakując śmierć Hinaty, która została potrącona przez piajnego kierowcę i zmarła na stole operacyjnym. Chciałam dać jej nowe życie, myślałam nawet nad przemianą, ale byłoby to zbyt egoistyczne. Cierpiałaby razem ze mną. Wszystko to wyobrażałam sobie inaczej, on miał być obok mnie, trzymać za rękę. Miałam straszne wyrzuty sumienia, córka łowcy została wampirem. Przeprowadziłam własne śledztwo, wróciłam na stare mieszkanie, sprawdziłam dawnych znajomych ojca i prześwietliłam całe nasze wspólne życie. Miałam stu procentową pewność własnego pochodzenia, niestety zawiodłam. Zniszczyłam tradycję rodu Haruno, każde pokolenie walczyło z takimi jak ja. Czułam się tym przytłoczona, a moja druga natura nie ułatwiała mi życia. Wampiry wszystko czują mocniej, coraz więcej emocji kumulowało się w mej ciasnej głowie.
Szukałam Naruto po całym świecie. Za każdym razem, kiedy byłam już blisko, spotykałam opuszczony hotelowy pokój - on wiedział. Zostawiał poszlaki, listy i niezatarte ślady po egzekucjach wykonywanych na moim gatunku. Ostrzegał mnie, abym się nie zbliżała, a gdy zobaczyłam go w grudniu, płakał nad dobrze znanym mi grobem. Kiedy stąd wyjeżdżał, kochał ją, ale chciał ją chronić za wszelką cenę. To co robi skazało go na tułaczkę, nigdzie nie zabawił dłużej niż tydzień. Domyśliłam się także, kto poza mną depcze mu po piętach, wyczułam go w pewnym hotelu. Podeszłam do dawnego przyjaciela, czas odcisnął na im znamię. Na twarzy miał już wiele zmarszczek, lekko się garbił i oczy nie błyszczały dawnym blaskiem. Miałam szczerą ochotę wyłupić swoje gałki oczne, nie chciałam widzieć całego tego smutku i bólu.
- Naruto, zanim wyciągniesz broń.- Zatrzymałam jego dłoń. - Porozmawiajmy, ścigam cię nie tylko ja. Chcę ci pomóc, ale nawet ja nie dam mu rady, jest praktycznie doskonały, trudny do zlikwidowania. Ty jako człowiek w tym wieku masz marne szanse, bądźmy szczerzy… nie masz szans. - Patrzył na mnie tymi niebieskimi źrenicami, w których tak rozpaczliwie potrzebowałam znaleźć cień zrozumienia. Łza spłynęła po mojej twarzy. - Przepraszam Naruto, spieprzyłam.
- Odejdź. - Wrzasnął.
- Przepraszam.
Odwróciłam się, wykonałam krok i zmroziło mnie. Na drzewie oddalonym o jakieś czterdzieści metrów stał Uchiha, jak bardzo go nienawidziłam w tym momencie. W kilka sekund pojawił się przy mnie, pogładził moją twarz wewnętrzną stroną dłoni. Moja dusza była chora, w tej chwili zrozumiałam jak bardzo. Objął mnie w pasie i wpił się w moje usta, padł pierwszy strzał, drugi oraz trzeci. Przestałam liczyć, miejsca po kulach płonęły. Oparł swoją głowę o moją i trwał. Nastrój wyciskał z moich oczu łzy, krztusiłam się, pierwszy raz od wielu lat czułam ból fizyczny, był cudowny.
- Haruno, wy coś w sobie macie. - Moje oczy zapłonęły, czułam to. Byliśmy identyczni i jednocześnie zupełnie inni. - Dopełniłaś woli ojca, ostatni wampir pełnej krwi zginie przy tobie.
- Powiedz to. - Wyjęczałam, opadłam już z sił. - Powiedz, jak bardzo mnie nienawidzisz.
- Nasza miłość jest wyjątkowa, wieczna i idealna. - Splotłam nasze dłonie i musnęłam jego szare usta. - Uważaj zaraz dotkniemy dna…
Przed oczami stanął mi mały, smutny chłopiec, pamięć powróciła. Przeklęte dziecko potężnych demonów, silne jak oni i rozwijające się jak człowiek do czasu dojrzałości, oraz przepowiednia końca ery łowców i wampirów.
“W ciemności dnia i w blasku głębokiej nocy, powstanie więź, która zniszczy śmierć wieczną i jej pogromców. Spadnie deszcz, a ziemia pochłonie kamienne serca.”
------------
Oddałem ostatnie dwa strzały, łzy zasłaniały mi pole widzenia, a deszcz rozmył pył z ich ciał. Moja przyjaciółka i przyjaciel z dzieciństwa zginęli w swoich objęciach z mojej ręki. Dokładnie tak zapamiętałem tę dwójkę idealnych. Zapomnieli o sobie, wszyscy chcieli zmienić ich przeznaczenie. Zycie splotło ich drogi mimo starań osób trzecich. Uchiha i Haruno mieli się nigdy nie połączyć, dwa rody czystej krwi. Spojrzałem na grób mojej jedynej miłości, przeładowałem broń, po czym ucałowałem nagrobek. Przyłożyłem pistolet do skroni i zahaczyłem palec o spust. Jakiegokolwiek miejsca nie odwiedziłem zawsze o niej pamiętałem, spotkamy się już niedługo.
- Już idę przyjaciele.
S t r z a ł.
------------
“Był to początek wakacji. W ogromnej piaskownicy siedziała mała dziewczynka z chłopcem o blond czuprynie. Wszystko to obserwował samotny brunet o czarnych oczach, po dłuższej chwili zrezygnował i usiadł w kącie, chowając twarz w dłonie. Ku jego zdziwieniu zaczepiła go przyszła towarzyszka zabaw, która intrygowała go. Miała różowe włosy i zieloną sukienkę. Zaciągnęła chłopca do piaskownicy, gdzie poznał swojego rówieśnika, byli w tym samym wieku.
- Hej, ja jestem Sakura to Naruto. - Dziewczynka przedstawiła siebie i znajomego, posyłając mu szeroki uśmiech.
- Sasuke.
- A więc, Sasuke. Bawimy się w statek. - Powiedział blondyn.
- Witaj na pokładzie statku, który idzie na dno. - Zachichotała koleżanka, ciągle mrugając.
Nagle do dzieci podszedł wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna i zabrał swoją córkę. Z jego oczu płynęła czysta nienawiść kierowana tylko do bruneta.
- Pamiętajcie o mnie, bo dzisiaj wracam do domu chłopcy! - Krzyczała mała, machając przy tym ręką. Wyglądali wtedy na jakieś cztery lata. “
Próbujesz sobie przypomnieć, kiedy to wszystko się zaczęło.
A zaczęło się wcześniej niż Tobie się wydaje.. o wiele wcześniej.
Obowiązkowo przesłuchać : >>> klik <<<
Od autorki: To moja pierwsza jednopartówka, mam nadzieję, że nie ostatnia ;D Liczę, że się podobała :3 Ven jest wzruszona historią. <3 Dodaję urodzinową notkę, 10 marca kończę 18 lat :D "taka dorosła".
Pozdrawiam :D
Tym gifem zrujnowałaś moją psychikę -.- pierdziele, kto to wymyśla? :O
OdpowiedzUsuńdodam później koment dotyczący treści :D
miłego i wszystkiego naj raz jeszcze :*
Hihihi bo wyślę ci świnkę :D
UsuńChcę to naspokojnie przeczytać raz jeszcze :D i wydać osąd :D Ja te świnki wydrukuję i na tablice korkową przypnę :D
UsuńGif mnie zniszczył. Umarłam. O treści wypowiem się, jak zbiorę mózg z podłogi. xD
OdpowiedzUsuń*zaciera łapki* *upija krwi z kielicha* *krzywi się* *sok porzeczkowy, fee...*
UsuńNa sam począteczek przyczepię się do Twoich dialogów. Często źle je zapisujesz.
W sumie kilka Ci wypiszę, bo czemu nie:
- Witam. Co podać? - Zapytałam beznamiętnie. - "zapytałam" z małej litery.
- Czego chcesz? - Wysyczałam przez zaciśnięte zęby (...) - "wysyczałam" również z małej litery. Tak samo tutaj:
- Co cię z nim łączy Sakura?- Warknął.
- Bo co?! - Wrzasnęłam.
- Nie wiedziałam, że twoja wieczność miała trwać jedną noc. - Wychrypiałam. - z małej i bez kropki (wiem, że to oczywiste)
- Wchodzisz w to? - Wymruczał (...)
- A więc, Sasuke. Bawimy się w statek. - Powiedział blondyn.
Tego jest więcej, ale nie chce mi się wszystkich wypisywać. Ogólnie, jeśli tekst znajdujący się dalej (za drugim myślnikiem), bezpośrednio odnosi się do wypowiedzi, kropkę stawiamy na samym końcu:
- A więc, Sasuke. Bawimy się w statek - powiedział blondyn.
Często zdarza Ci się również gubić przecinek przed imiesłowem przysłówkowym współczesnym, jak każdej pisarce właściwie, więc nie jest źle, nie ma tragedii, nikogo nie zjem.
ALE KONIEC Z BŁĘDAMI.
Ogólnie historyjkę o wampirku i zwyczajnej dziewczynie gdzieś czytałam. Bóg raczy wiedzieć gdzie dokładnie. Zmierzch nie, nie czytałam. Oglądałam, ale pamiętam tylko napisy początkowe. Twoje opowiadanie, ta jednopartówka, na początku mnie trochę zniechęciła, ale im dalej w treść, tym bardziej się spisywałaś, pisałaś pewniej i ciekawiej. Dzięki temu doczytałam szczęśliwie do końca i cóż... nie żałuję. :)
Tyle... chyba. Nie mam weny na komcie. ;_;
Czekam na następną i pozdrawiam.
Witam Penno.
UsuńOloboga :D ja i moje błędy C: Staram się ich unikać ale jestem początkującą "pisareczką" i ciągle się uczę. :D Ale cieszy mnie fakt, że uświadomiłaś moją osobę. :D A co do gifa... mnie też ZNISZCZYŁ ;d
Pozdrawiam i ściskam :)
Polly-chan